środa, 19 września 2018

Wrzesień a my wspominamy marzec.


W marcu nasze kochane dziecko po raz pierwszy w życiu miało okazję poznać Nelę bohaterkę cyklu Nela mała reporterka. Mała podróżniczka, bardzo sympatyczna dziewczynka która uwielbia swoich fanów. Filip był szczęśliwy, gdyż udało mu się otrzymać autograf co było nie lada wyczynem w dniu dzisiejszym :) Sam moment udało nam się sfotografować :) 
Zaczęliśmy też jeździć na łyżwach... Znaczy Grześ z Filipem bo ja z dwiema naszymi Stokrotkami tylko im kibicowałam. Często chodzimy do figloraju, gdyż pogoda nie zachęca do wyjść na dwór. Nie, wcale nie jest zimowo tylko deszczowo. Zima w tym roku jest łaskawa. Śnieg był tylko w lutym i to niezbyt długo. 8 marca mieliśmy okazję przywitać naszą kochaną drugą stokrotkę. Ale miesiąc marzec mimo iż zbliżał się do końca krył dla nas jeszcze masę niespodzianek.  Wielki tydzień przed Świętami Wielkiej Nocy był dla nas najbardziej emocjonującym tygodniem od bardzo, bardzo dawna. W Wielką Środę poznaliśmy rodziców naszej pierwszej Stokrotki. Przemili i wspaniali ludzie. Ponieważ jest wrzesień a to są wspomnienia to mogę napisać, że lepiej nie mógł trafić. Od samego początku poczułam z nimi więź. Nie mam pojęcia jak to zrobili ale udało nam się zaprzyjaźnić.  Wiele nas łączy od dat urodzin, po problemy które mamy bardzo podobne. Musieliśmy to przeżyć, i pogodzić się z tym, że Stokrotka nie należy do nas i musi opuścić nasz ogródek. Ale wiemy, że było to dobrze spełnione zadanie, a nasza stokrotka będzie miała szczęśliwe dzieciństwo wśród kochających ludzi. 

Dzień po poznaniu rodziców Stokrotki otrzymaliśmy wiadomość, że jest kolejna mała stokrotka skrzywdzona przez rodziców której trzeba natychmiast pomóc. I tak 30 marca w naszym ogródku zagościła kolejna mała stokrotka. Zraniona, podeptana, porzucona... raptem dwu miesięczna. Zagościł u nas mały kwiatuszek w wielki piątek tuż przed Świętami. Nie byliśmy na to przygotowani. Nie można się na to przygotować. W rodzinie jak zawsze wielkie poruszenie. Mama z Tatą kupili wózek bliźniak dla naszych maluchów, i drugie łóżeczko bo przecież na Święta pojechaliśmy do Kamieńca.  I tak obecnie mamy w naszym ogródku trzy małe stokrotki. Myślałam, że nie damy rady ale nie jest wcale tak bardzo źle. Znalazłam nawet czas na torty których upiekłam w tym miesiącu 7. Poniżej najpiękniejszy z nich :) Ale mimo iż dopiero rozpoczęłam pieczenie to już muszę to zakończyć. Przy trójce dzieci no i naszym kochanym 6 letnim Filipku pieczenie tortów musi pozostać moim marzeniem... Może kiedyś znajdę na to czas :) 


piątek, 23 marca 2018

Kolejna Stokrotka w naszym ogródku...

Po długiej przerwie witam znowu. Ciężko jest pisać, kiedy nie ma się czasu nawet na sen. Oj... dzieje się u nas dzieje.
7 marca jak co roku na Dzień Kobiet dostałam piękny prezent w postaci kolejnej Stokrotki. Stokrotka ma już 3 miesiące albo dopiero 3 miesiące. Ma mame, która powiedzmy że o nią walczy, tylko nie do końca  wie jak. Dokładnie wie co powinna zrobić, ale niestety nie wprowadza tego w życie. Wygląda na to, że Stokrotka troszeczkę u nas pomieszka. Jaka jest nasza stokrotka... hmmm. Jest długa to na pewno i jest całkiem łysa ;). Ma niebieskie oczka, mały nosek i jest bardzo podobna do mamy. Jest bardzo ładna choć opis tego może nie ukazuje. Jak prawdziwa kobieta dużo gada, marudzi i popłakuje. Mimo wszystko potrafi złapać nie tylko za palec i wdziera się w nasze serca. Nie... nie zapuszcza korzeni. Nie zostanie u nas długo. Ale zdąży wbić się głęboko w naszą pamięć i zdąży rozkochać nas w Sobie. Chyba nawet już to zrobiła...

środa, 3 stycznia 2018

Dawanie wcale nie jest takie proste...

"Pierwszym porządkiem pomagania jest zasada, że można dać tylko to, co się samemu posiada, oraz że oczekuje się i bierze tylko to, czego się potrzebuje.
Zakończenie tego porządku zaczyna się od tego, że jeden chce dać to, czego nie posiada, a drugi wziąć to, czego nie potrzebuje.
Albo jeden oczekuje i wymaga od drugiego czegoś, czego ten nie jest w stanie dać, gdyż tego nie posiada.
Niekiedy dawanie jest niewskazane. Jest tak wtedy, gdy dając, odbiera się drugiemu możliwość lub nawet konieczność samodzielnego działania i samodzielnego niesienia ciężaru życia.
Zatem dawanie i branie mają granice. Dostrzeżenie tych granic i szanowanie ich jest sztuką pomagania.
Takie pomaganie wymaga pokory."
Bert Hellinger

W każdym bądź razie pomaganie jest fajne, byle by ktoś, komu się pomaga, nie zapomniał powiedzieć DZIĘKUJĘ ;)

środa, 8 listopada 2017

Anna, Aneczka, Anula, Aniela... UWAGA WZRUSZAJĄCE:)

„- Halo, czy to Biuro Rzeczy Znalezionych? – zapytał dziecięcy głos.
- Tak, skarbie. Zgubiłeś coś?
- Zgubiłem mamę. Jest może u was?
- A możesz ją opisać?
- Jest piękna i dobra. I bardzo kocha koty.
- No właśnie wczoraj znaleźliśmy jedną mamę, może to twoja. Skąd dzwonisz?
- Z domu dziecka nr 3.
- Dobrze, wysyłamy mamę. Czekaj.
Weszła do jego pokoju, najpiękniejsza i najlepsza, tuląc do piersi prawdziwego, żywego kota.
- Mama! – krzyknął maluch i rzucił się do niej. Objął ją z taka siłą, że aż zbielały mu paluszki. – Mamusiu! Moja mamusiu!!!
…Chłopca obudził jego własny krzyk. Takie sny miał praktycznie co noc. Wsadził rękę pod poduszkę i wyciągnął zdjęcie dziewczyny, które znalazł rok temu na podwórku domu dziecka. Od tamtej pory trzymał zdjęcie pod poduszką i wierzył, że to jego mama. Wpatrywał się teraz w ładną twarz dziewczyny, aż wreszcie zasnął.
Rano dyrektorka domu dziecka, o wielce obiecującym imieniu Aniela, jak zwykle zaglądała do każdego pokoju, żeby przywitać się z wychowankami i pogłaskać każdego malucha po głowie. Na podłodze, przy łóżku chłopca, zauważyła zdjęcie, które mały w nocy upuścił.
- Skąd masz to zdjęcie? – zapytała.
- Znalazłem na podwórku. To jest moja mama, – uśmiechnął się chłopiec. – Jest bardzo piękna i dobra i kocha koty.
Dyrektorka poznała tę dziewczynę. Po raz pierwszy przyszła do domu dziecka w zeszłym roku wraz z innymi wolontariuszami. Pewnie wtedy zgubiła zdjęcie. Od tamtej pory dziewczyna chodzi od jednego urzędnika do drugiego, próbując zdobyć pozwolenie na adopcję dziecka. Ale, zdaniem lokalnych biurokratów, nie ma na to szans, ponieważ nie posiada męża.- Cóż, – powiedziała dyrektorka. – Skoro to twoja mama, to wszystko zmienia.
Po powrocie do swojego gabinetu, pani dyrektor usiadła i czekała. Po jakimś czasie rozległo się pukanie do drzwi i do gabinetu weszła dziewczyna ze zdjęcia.
- Proszę, – powiedziała dziewczyna, kładąc na biurku grubą teczkę. – Wszystkie dokumenty, opinie, zaświadczenia.
- Dziękuję. Muszę jeszcze zadać ci kilka pytań. Kiedy chcesz zobaczyć dzieci?
- Nie mam zamiaru ich oglądać. Wezmę każde dziecko, jakie mi pani zaproponuje. Przecież prawdziwi rodzice nie wybierają sobie dziecka… nie wiedzą, jakie się urodzi – ładne czy nieładne, zdrowe czy chore… Kochają je takie, jakie jest. Ja też chcę być taką prawdziwą mamą.
- Po raz pierwszy mam taki przypadek, – uśmiechnęła się dyrektorka. – Zaraz przyprowadzę pani syna. Ma 5 lat, jego matka zrzekła się go zaraz po urodzeniu. Jest pani gotowa?
- Tak, jestem.
Mały chłopiec rzucił się do niej z całych sił.
- Mama! Mamusiu!
Dziewczyna głaskała go po malutkich pleckach, przytulała, szeptała słowa, których nikt poza nimi nie mógł usłyszeć.
- Kiedy mogę zabrać syna? – zapytała.
- Z reguły rodzice i dzieci stopniowo przyzwyczajają się do siebie, najpierw są odwiedziny w domu dziecka, potem rodzice zabierają dziecko na weekendy, a potem na zawsze, jeśli wszystko jest w porządku.
- Zabieram syna od razu, – stanowczo oznajmiła dziewczyna.
- Dobrze, – machnęła ręką dyrektorka. – Jutro i tak zaczyna się weekend, a w poniedziałek przyjdzie pani i dokończymy formalności.
Chłopiec był szczęśliwy. Trzymał mamę za rękę, bojąc się, że znowu ją zgubi. Wychowawczyni pakowała jego rzeczy, wokół stał personel, niektórzy dorośli ukradkiem wycierali łzy. Kiedy chłopiec wraz z dziewczyną wyszli już z domu dziecka na słoneczną ulicę, chłopiec zdecydował się zadać najważniejsze pytanie:
- Mamo… a lubisz koty…?
- Uwielbiam! W domu czekają na nas dwa! – roześmiała się dziewczyna, czule ściskając rączkę malucha.
Chłopiec uśmiechnął się i pewnym krokiem ruszył z mamą w stronę swojego domu.
Pani dyrektor Aniela spoglądała przez okno na oddalające się sylwetki dziewczyny i chłopczyka. Potem usiadła i wykonała jeden telefon.
Halo, Kancelaria Aniołów? Proszę przyjąć zamówienie. Imię klientki wysłałam mailem, żebyście nie pomylili. Najwyższa kategoria: podarowała dziecku szczęście… proszę o standardową wysyłkę – moc sukcesów, miłości, radości itp. I dodatkowo: mężczyznę wyślijcie, niezamężna jest. Tak, wiem, że macie deficyt, ale to wyjątkowy przypadek. Owszem, finanse też się przydadzą, chłopiec musi się dobrze odżywiać… Już wszystko poszło? Dziękuję.
Podwórze domu dziecka wypełniało ciepłe słoneczne światło i bawiące się dzieciaki. Odłożyła słuchawkę i podeszła do okna. Lubiła patrzeć na te maluchy, prostując za plecami ogromne, białe jak śnieg skrzydła…
Być może nie wierzycie w anioły, ale anioły wierzą w was”.


poniedziałek, 30 października 2017

Wspomnienia...

Już niedługo 1 Listopada. Można zacząć wspominać tych co odeszli... Kogo najbardziej mi brakuje... 
Było to tak dawno temu, że nauczyłam się żyć bez nich. Mama i Tato są obok mnie a to najważniejsi ludzie w moim życiu. Moi bracia, bratowe i ich dzieci mają się świetnie. Dziadków już prawie nie pamiętam. Moja rodzina też jest jeszcze w komplecie. Ostatnio przeczytałam taki wiersz, niestety autora nie znam. Zapisałam go a brzmi tak: 

" Czasem odchodzą nasze anioły
I nagle w miejscu staje czas
A z nimi cząstka nas odchodzi
I wielki smutek marszczy twarz

Czasem na chwilę gaśnie słońce
Duszę wypełnia gęsty mrok
Nikną nadzieje i marzenia
I w pustce ginie tęskny wzrok

Czasem odchodzą dobrzy ludzie
Co nam pomogli w życiu wiele
I próżno wtedy pytać Boga
Czemu odchodzą przyjaciele

Lecz oni ciągle przecież żywi
Nadal wytrwale są wśród nas
Ich dusze przy nas pozostały
Tylko ich ciała zabrał czas... "


czwartek, 26 października 2017

Podcięte skrzydła...

Witam w październiku...

Mimo iż dalsza część wakacji, wrzesień i październik były pełne wrażeń, jakoś nie miałam chęci pisać nic na blogu. Podcięto mi skrzydła, odebrano chęć pisania, nastraszono mnie... Powiedziano, że jeśli ktoś przeczyta tego bloga to ja mogę mieć spore kłopoty. Mimo iż to blog o miłości, rodzinie to nie mogę pisać o wszystkich tych tematach o których właśnie tutaj pisać chciałam. 

No i teraz powstaje plan. Nasze dzieciaczki to będą Stokrotki. Będę pisać o Stokrotkach. Przecież nikt nie zabroni mi pisać o stokrotkach. Była kiedyś taka piosenka : "Stokrotka jest mała, stokrotka nieśmiała. Musimy stokrotkom pomagać... Na wielkim afiszu stokrotkę narysuj. UWAGA!!! Nie deptać stokrotek"... itd. A że uważam, że nasze dzieciaczki to takie małe Stokrotki to będą to nasze Stokrotki. 


I tak nasza mała Stokroteczka rozwija się wspaniale. Siedzi, pomału wstaje na nóżki i dużo mówi. Doskonale wychodzi jej słowo DAJ. Jest to pierwsze słowo którego znaczenie rozumie. Mówi jeszcze Mama gdy jest jej źle, BABA - na okrągło i pluje, krzyczy eeee itd. Zachowuje się jak 8 miesięczna Stokrotka ;) Teraz wstała i się śmieje w pokoju obok. Mam nadzieję, że za bardzo nie nabroi :) 

Moje skrzydła odrastają. To co miałam napisać przez tych kilka miesięcy znajdzie się tutaj na pewno. Będzie bardzo fajnie zimą wspominać lato. Październik się kończy, wiem że w sprawie naszej stokrotki zostało wysłane pismo. Ma być lepiej naszej Stokrotce, ale jeszcze nie wyznaczono sprawy w sądzie. Mam tylko nadzieję, że do Świąt Bożego Narodzenia nic się nie zmieni.    

Moich czytelników gorąco pozdrawiam. 
Wiem, że znalezienie tego bloga jest stosunkowo dość trudne a tematyka nie cieszy się zainteresowaniem. Mam nadzieję, że tak zostanie. Pisząc go nie zależy mi na zarabianiu kasy na blogu czy na sławie, zależy mi na wspomnieniach. Chciała bym od czasu do czasu wracać tu i wspominać nasze początki. Chcę aby Stokrotki, jeśli kiedyś tu zajrzą, mogły zobaczyć od czego to się zaczęło. A może kiedyś nas zabraknie i to będą jedyne wiadomości z których Stokrotki będą mogły się czegoś dowiedzieć. Wydaje mi się, że taki dziennik jest ważny. 

No idę po tą moją Stokroteczkę bo zaczyna się denerwować. BUZIAKI :* Mamusiu, Martynko, Paulinko, Asiu i Jagusiu :) Wydaje mi się, że tylko Wy czytacie tego bloga od czasu do czasu :)  

czwartek, 27 lipca 2017

Kolejne dni wakacji spędziliśmy na imprezie urodzinowej Babci Anci, której urodziny są właśnie dziś. Impreza była wcześniej bo my wyjeżdżaliśmy do moich ukochanych rodziców. Kamieniec przywitał nas deszczem. Martysia cieszyła się, że wracamy, a w domu czekali na nią stęsknieni rodzice. A dzisiejszy dzień był pełen wakacyjnego uroku :) Poniżej odrobina zdjęć dla zachowania tych wspomnień na dłużej ;)





Post pisany 25.07 ale się nie dodał :)