czwartek, 22 czerwca 2017

Jeśli bocian nie przyleci" Agnieszka Frączek


" Kiedyś, kiedyś...chyba w maju?
na ulicy...? lub w tramwaju...
moją mamę spotkał tata.
Los obojgu figla spłatał
bo choć inne mieli plany,
czuli, że są...zakochani!
"Nie do wiary", myślał tata,
"Ja i miłość?!" Koniec świata!".
"Och, och, och..." szeptała mama,
chyba kocham tego pana...".
Tak zaczęło się to wszystko.
Wkrótce było weselisko,
pokój z kuchnią (na początku),
sto uśmiechów w każdym kątku,
w dzień tysiące chwil uroczych,
gwiazdy spadające w nocy
(potem piasek w oczach z rana)
i...czekanie na bociana.
Ale bocian - sami wiecie -
woli włóczyć się po świecie,
szukać żon na całym globie,
zamiast dzieci dźwigać w dziobie.
Zresztą może ja się mylę?
Wszędzie jest niemowląt tyle...
Może to nie boćka wina?
Może inna jest przyczyna...?
Tak czy owak, mama z tatą,
choć od lat czekali na to,
choć szukali w krąg pomocy,
choć robili, co w ich mocy,
żeby zostać rodzicami,
ciągle byli sami. Sami!
Innym mamom, w wielkich brzuszkach,
słodko biły już serduszka
synków małych jak landrynki
i córeczek jak malinki.
A u mojej mamy - cisza...
Tylko tata czasem słyszał,
jak po domu nocą drepce
i cichutko (do mnie...?) szepcze:
- tak bym cię przytulić chciała,
okruszynko moja mała...
Wreszcie tata rzekł: - kochanie...
Jest też inne rozwiązanie.
Nie mogliśmy sprawić sami,
by maluszek był tu z nami,
ale go kochamy przecież!
Może on jest już na świecie?
Tak jak w bajkach - hen, daleko,
za górami i za rzeką...?
Trzeba tylko go odnaleźć.
Nie wahali się więc wcale!
Spakowali ciepłe ciuszki,
stertę pieluch, trzy poduszki,
odrzutowy samolocik
(prezent od szalonej cioci),
lalkę, mleko, bukiet bratków,
kaftaników sto (od dziadków),
kocyk w kratkę, kocyk z kotkiem,
tuzin smoczków i grzechotkę,
boćka z pluszu, czapkę w kwiatki,
niespodziankę od sąsiadki,
szampon, mydła, tran, mazidła
i...pognali jak na skrzydłach!
Przyjechali w samą porę,
bo różowy, smieszny stworek
(cztery kilo i pięć deka)
już się nie mógł ich doczekać.
Kiedy mnie przywieźli z dala,
tata mało nie oszalał,
dziadek po chusteczki latał
i tłumaczył, że ma katar,
wujek szeptał: "Moja klucho!",
babcia całowała w ucho,
piesek mi przynosił piłkę,
a mamusia, przez pomyłkę,
kaszką częstowała gości
i wciąż śmiała się z radości.
A co dalej?
Dalej było już zwyczajnie
- raz ciekawie, raz banalnie -
przytulanki i swawole,
rower, wrotki i przedszkole,
bajki, rosół, śnieg i narty,
bałwankowy nochal z marchwi,
czasem mina nadąsana,
bo znów stłukły się kolana,
czasem żarty i chichotki,
figle z tatą, z mamą plotki...
Nic w tym nie ma niezwykłego!
Może tylko prócz jednego -
kiedy widzę gdzieś bociany,
to przytulam się do mamy...
I z uśmiechem myślę o tym,
że choć przez bocianie psoty
nigdy mnie nie miała w brzuszku,
wciąż nosiła mnie w serduszku"

wtorek, 20 czerwca 2017

Trochę nas tu nie było. To wszystko dlatego, że ostatnio to u nas same imprezy. Najpierw były 24.05 urodziny mojego Taty, 26.05 Dzień Mamy, 30.05 Dzień Rodzicielstwa Zastępczego, 3.06 wesele Karoliny i Łukasza, 7.06 na świat przyszedł Dominik a 10.06 Arturek miał swoje 4 urodziny, 13.06 to urodziny cioci Beatki. 
Dlatego kochani składam wszystkim solenizantom moc najserdeczniejszych życzeń.
ZDROWIA, SZCZĘŚCIA I POMYŚLNOŚCI ♡♡♡